Film jest mi bliski, bo pochodzę z takiej dysfunkcyjnej rodziny. W głowie tej dziewczynki jest to: po co się w ogóle urodziła, skoro nikt jej nie chce - rodzeństwo się z niej śmieje, ojciec krytykuje, matka nie ma czasu, bieda, alkoholizm ojca, brak kolegów, koleżanek, nie ma zrozumienia, zainteresowania, tym bardziej miłości - życie jest bez sensu i jakby zniknęła, to by była ulga dla wszystkich. Widać brak życia u tej dziewczynki. Jakby była zamrożona. Ze spuszoną głową. Bez mimiki, gestów. Prawie w ogóle się nie odzywa. Jakby była w jednym wielkim strachu, wstydzie. To jest wg mnie taka depresja dziecięca. Wyjazd do kuzynów zmienia perspektywę dla tej dziewczynki. Nawet te 2 miesiące wśród całego dzieciństwa, gdy ciotka podchodzi z miłością, czułością, zainteresowaniem do tej dziewczynki to bardzo dużo. Wie, że są ludzie, dla których może być ważna. Będzie to miała w głowie na przyszłość, gdy będzie osobą już dorosłą.